Jaki w zasadzie jest cel istnienia systemu szkolnictwa w obecnej formie?
Cykl rozwojowy paprotnika, budowa pantofelka. Daty wojen punickich, imiona synów Bolesława Krzywoustego. Przydawka, Dziady część IV.
Bardzo przydatne, prawda? Może się zdarzyć, choć raczej gdy ktoś zwiąże się z daną dziedziną wiedzy.
Czy nas to ubogaca jako ludzi? Czy prowadzi nas do dobra? Czy daje nam szczęście?
Wchodzimy w dorosłe życie.
Rozpoczynamy karierę zawodową. Pojawiają się konflikty w pracy. Pobieramy się. Przychodzą nieporozumienia w małżeństwie. Rodzą się nam dzieci. Nie mamy pojęcia jak się zabrać za ich wychowanie.
Kopiujemy wzorce, jakie znamy z dzieciństwa i okresu dorastania. Kij i marchewka. Pochwały i nagany. Nagrody i kary. Pocieszanie, oszukiwanie, ośmieszanie, zawstydzanie.
Posłuszeństwo.
Szybko można zauważyć, że czegoś nam brakuje. Nie mamy narzędzi, które pomogłyby nam rozmawiać w sytuacjach konfliktowych, wyrażać swoje zdanie i szanować zdanie innych, stawiać granice i respektować granice stawiane przez osoby z otoczenia. Jak wyrazić swoje potrzeby? Jak usłyszeć potrzeby bliźniego? Jak słuchać, gdy ktoś potrzebuje naszego ucha?
Dlaczego przez kilkanaście lat w systemie edukacji nikt nigdy nie wspomniał, że to są konkretne umiejętności, które można ćwiczyć? Że przydaje się wiedza, jak funkcjonują nasze ciała i umysły, jak reagujemy w konkretnych sytuacjach? Że okazywanie empatii to nie jest tylko rzecz wrodzona, dostępna nielicznym, ale kompetencja, którą można nabyć?
Tego wszystkiego można się nauczyć już w dorosłym życiu, w miarę rozpoznawania swoich braków. Wydaje mi się jednak, że wiele cierpienia można by uniknąć, gdyby szkoły uczyły nas jak sobie radzić z samymi sobą i otoczeniem.
Jaki zatem jest cel obecnego systemu edukacji? Z biegiem czasu jestem coraz bardziej przekonany, że bynajmniej nie chodzi tu o dobro jednostki. Jakoś za bardzo przypomina to tresurę. Wyszkolony koń powinien być przydatny, ale nieświadomy swojej siły, prawda?
Jedna odpowiedź do “Ważne rzeczy w szkole?”
Zgadzam się w 100% z tym tekstem! Jednak poruszasz tutaj tylko to, czego uczymy się na 45 min lekcjach. Dużo więcej dzieje się na przerwach i po lekcjach w relacjach między uczniami. W tym czasie dzieci po omacku poznają co to miłość, przyjaźń, nienawiść, hejt, przemoc, wstyd itp. Najbardziej boli mnie to, że nikt nie pokazuje tym dzieciom jak sobie radzić z tymi najbardziej negatywnymi emocjami. To jest trochę jak nauka pływania poprzez wrzucanie na głęboką wodę… albo się utopisz, albo załapiesz. Czy tego chcemy dla swoich dzieci? Czy jest jakiś inny sposób, aby pokazać dziecku czym są te najbardziej negatywne emocje, które może w życiu doświadczyć?